środa, 16 października 2013

KGB 2 - Dźwięk pikseli


    Nie ważne jak dobrze się schowasz KGB Cię znajdzie! Przypominam, że ostatnio było o tym jak z chuderlawego dziecka, które narodziło się w pomrokach średniowiecza wyrósł dumny świadom swojej mocy gracz (mowa oczywiście o mojej growej edukacji). Teraz czas na dalszą część wszech światowej współpracy w ramach Karnawału Growego Blagierów. Dzisiejszy temat przywędrował z mrocznej Jaskini Noobirusa, gdzie nie pomaga widzenie w ciemnościach (30m), a światło słoneczne znane jest z legend i pokątnie sprzedawane na czarnym rynku.


    Są pewne rzeczy, które u starych ludzi takich jak ja uaktywniają pewne wspomnienia. Niczym magdalenka u Prousta powodują, że na chwilę wracamy do lat minionych. Takimi wyzwalaczami są w moim przypadku na przykład:

-zapach kredek i akwarelek (przywołują czasy przedszkolne)
-smak ciepłej oranżady (przypomina czasy wczesnoszkolne)
-zapach napalmu o poranku (przypomina czasy spędzone w Wietnamie)
-muzyka z gier komputerowych (przypomina mi wiele rzeczy, gdyż towarzyszyła mi wszędzie)

    Dzisiaj będzie właśnie o muzyce z gier. Oczywiście przypominam, że stałym czytelnikom niniejszego bloga nie jest to temat obcy. W ramach cyklicznych zamulań autora, było co nieco w tym temacie. Pisałem trochę w postach:

Było grane, o grach których nie zapomnę.

    Pisać o muzyce jest trochę niezręcznie. To trochę jak opowiadać o jedzeniu: bez degustacji nie ma to moim zdaniem sensu. Zatem w dzisiejszym poście będzie trochę tekstu i dużo muzyki z gier.

    Na początek muzyczka z Savage (1989). Znacie tą grę? Jeśli nie to nic dziwnego. Gdyby nie muzyka tam przygrywająca pamięć o tej produkcji zapewne  pochłonąłby mój Alzheimer. Do dzisiaj lubię ją czasem puścić (nawet publicznie). Po paru piwkach można się nawet się wysilić na małe podrygiwanko w jej rytmie.



    Kolejny motyw muzyczny jest zapewne wszystkim doskonale znany. Mowa oczywiście o temacie z serii gier Battlefield. Dla mnie jeden z lepszych kawałków. Dobry film wojenny na pewno by się jej nie powstydził. Czasem puszczam go sobie kiedy potrzebuję się do czegoś zmobilizować. Jako dzwonek rano też może być.


    W czasach kiedy o internet było ciężko i najczęściej sprowadzało się go kradzionego z Niemiec było kilka soundtracków z gier na tyle dobrych, że bardzo je chciałem mieć. Dziś wszystko jest w zasięgu ręki, lecz kiedyś było to marzenie ciężkie do spełnienia. Na pewno jedną z takich gier, której muzykę chętnie puściłbym sobie w całości jest soundtrack z Final Fantasy VII. Świetna muzyka do świetnej gry. Więcej pisać nie trzeba. Proponuję motyw z Cosmo Canyon. Trochę mniej znany:


    Myśląc o mojej ulubionej muzyce z gier,  ze zdziwieniem odkryłem, że niektóre starsze produkcje bardzo jej skąpiły. Mam tu na myśli na przykład przygodówki, przy których z racji mojej do nich sympatii i kiepskich umiejętności w ich przechodzeniu spędziłem dość dużo czasu. Przy zabawie w  np Monkey Island przez większość gry towarzyszyła nam...cisza. Oczywiście motyw przewodni jest świetny, ale chciałem puścic coś mniej oczywistego. Mam na myśli muzyczkę z gry Loom (też produkcji Lucasarts). Dźwięk był w tej pozycji dosyć istotny, gdyż niektóre zagadki polegały na "zagraniu" odpowiedniej melodii. Swoją drogą muzyka towarzysząca rozwiązywaniu zagadek dzisiaj wydaję się ciut irytująca, mimo że to przecież arcydzieła klasyki.  Zresztą posłuchajcie sami:



    O ile w niektóre gry dało się grać bez dźwięku o tyle w przypadku Resident Evil było to baaaardzo niewskazane. Dlaczego? Muzyka w tej grze po pierwsze była bardzo dobra, a po drugie budowała napięcie i poczucie zagrożenia. A to w horrorze rzeczy najważniejsze. Tak więc miedzy innymi dzięki świetnej oprawie dźwiękowej przemierzanie ponurej posiadłości opanowanej przez zombiaki i inne paskudztwa, do dziś przyprawia mnie o dreszcze. No a słysząc muzyczkę z bezpiecznego pokoju automatycznie się rozluźniam.


    Kolejna gra w zestawieniu to prawdziwa muzyczna rewolucja. Mam na myśli GTA. To było naprawdę coś. Nie dość, że gra była świetna, posiadała dobrą muzykę to na dokładkę sami moglismy sobie ją puszczać. Rózne radiostacje dostepne w grze to był strzał w dziesiątkę. Dla każdego było coś miłego. Od funky przez country do hard rocka. Do dziś kiedy jadę po bezdrożach moim pick-upem z kumplami redneckami słucham tego:


    Na deser zostawiłem sobię grę, której oprawa dźwiękowa to coś naprawdę wyjatkowego. Wszystko co słyszymy w serii  Heroes of Mightand Magic jest idealne. Od muzyczki w tle, przez dzwięki stawiania budynków do motywów przewodnich  każdego z miast. Usłyszę kilka  pierwszych dźwięków i... już jestem z powrotem w domu kolegi i w czwórke gramy na jednym kompie. Cos pięknego. Przed wami ponad godzinna dawki muzyki z trzeciej części "hirołsów" (przy niej spędziliśmy najwięcej czasu). Motyw z bastionu sprawia, że odpływam...



    Niniejszy tekst to pobierzne spojżenie na bardzo szerogie zagadnienie. Każdy kawałek to otwarcie jednej z wileu zapyziałych szufladek w mojej głowie. Z racji mojego wieku jest ich dość dużo. Dzisiaj zajżeliśmy do kilku z nich. Oczywiście wielu tytułów godnych odnotowania z racji sklerozy i braku miejsca nie udało mi się tutaj zaprezentować. Może to i dobrze. Włsanoręczne grzebanie w sieci w poszukiwaniu ulubionych motywów muzycznych z gier samo w sobie jest bardzo miłe. Co Tobie Mój Drogi Czytelniku bardzo polecam...

5 komentarzy:

  1. Thenx za wpis. I dzięki za wywołanie melancholii OST-em z FF VII, kiedy oni się wreszcie zabiorą za remake? :-|

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah. Urzekłeś mnie muzyką z Savage i wyborem Cosmo Canyon. Z Resident Evil to jest śmiesznie bo nie grałem w jedynkę, ale widzę, że muzycznie ten sam klimat co w piątce którą sobie bardzo cenię za tryb multi.

    Tak w ogóle to chciałem Ci tu opisać swoje ulubione kawałki a w rezultacie wyszło coś takiego: http://totalizator.blogspot.com/2013/10/kgb-2-dzwiek-pikseli.html

    Who knew?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym był kobietą to bym napisał, że twój komentarz sprawił, że się wzruszyłem i po policzkach pociekły mi łzy radości i wzruszenia. Ale nie jestem. Zamiast tego drgnęła mi powieka, naprężyłem biceps i rozbiłem sobie kufel na głowie. Kto jest ojcem chrzestnym nowego bloga?

      Usuń
    2. Tyś jest. Coś czuję, że kiedyś wspólnie powtórzymy ten numer z kuflem.

      Usuń
    3. Kuflów Ci u nas dostatek! Może jakaś okrągła rocznica się zdarzy, albo międzynarodowy dzień blogera. A na ojca chrzestnego to może lepiej Conana, albo Rambo.

      Usuń